Pragnę moich łez z powrotem - fragment
Już 22 kwietnia The Orbis Universe zostanie oficjalnie otwarte opowiadaniem o nazwie Pragnę moich łez z powrotem. Historię opowiada kilkunastoletnia Floor, zmuszona odziedziczyć schedę po rodzicach, ślepo zapatrzonych w działania anarchistycznego Zgromadzenia. Poniżej przedstawiam fragment opowieści.
Fragment:
Na białej komodzie z czarnymi kantami leży tablet w etui z motywem Igrzysk Śmierci. Wydobywa się z niego dźwięk serialu komediowego, który do niedawna oglądałam na Netflixie. Gdy tylko usłyszałam o czym rozmawiają moi rodzice, zaniepokojona odłożyłam tablet i usiadłam na podłodze przy drzwiach.
– Myślisz, że sobie poradzi? – Słyszę przejęty głos mamy przez uchylone drzwi. – Jest jeszcze taka młoda...
Wyciągam nogi do przodu i opieram się plecami o ścianę. Nerwowo sunę wzrokiem po suficie, będąc przerażona tym, że to ma nastąpić już dzisiejszej nocy.
– Bzdura! – odpowiada stanowczo tata. – Przecież niedawno skończyła czternaście lat.
– I pozwolą jej wejść? – pyta zdenerwowana mama.
Dyskutują na ten temat już ponad kwadrans, a ja stale im się przysłuchuję, licząc na to, że usłyszę coś, dzięki czemu nie będę musiała jechać z nimi na spotkanie.
– Wpuszczą ją, bo rozmawiałem z Horacym.
– A co z tatuażem?
Na śmierć o nim zapomniałam! Pełna przerażenia, które maluje mi się na twarzy, łapię się za szyję. Dwa lata temu byłam świadkiem jak Benjamin - znajomy rodziców - jęczał z bólu, gdy wyrzynali mu znak na skórze.
Nie chcę tego.
Boję się.
– Zaraz wpadnie Stewart i po krzyku. – Tata lekko chrząka.
– Po krzyku? - dziwi się mama. – Nie zgadzam się!
W tym momencie ktoś puka do drzwi, a mi na chwilę zamiera serce. W tle rozchodzi się śmiech widowni serialu, wydobywający się z tabletu.
– To pewnie on, więc trochę za późno na twoje protesty.
Podpieram się dłońmi o podłogę i wstaję. Chowam się za ścianą i wychylam głowę zza uchylonych drzwi, widząc, że mama nieudolnie próbuje ukryć strach przed tym, co ma się za chwilę wydarzyć.
– Stewart! – Tata wpuszcza go do domu. – Już myślałem, że o nas zapomniałeś. Napijesz się czegoś?
– Skoro nalegasz, Victorze to poproszę gorącą herbatę z imbirem.
Nieco otyły mężczyzna zdejmuje szalik i granatowy płaszcz. Poprawia oliwkowy krawat i spogląda w moją stronę. Znów szybko kryję się za ścianą i głęboko oddycham, słysząc kroki gościa oraz moich rodziców.
– Floor! – Ojciec puka do lekko uchylonych drzwi.
Mama i tata nigdy nie wchodzą bez pozwolenia do mojego pokoju, a ja nie przekraczam bez zgody ich sypialni. Szanują moją prywatną przestrzeń i nawet, jeśli są na mnie źli i chcieliby mnie ukarać, nie wejdą do środka.
Zdenerwowana przełykam głośno ślinę i wpuszczam ich do pomieszczenia, bo przecież nie wyskoczę przez okno z czwartego piętra. Mogłabym zaszyć się pod kołdrą, a oni by się dobijali aż do późnego wieczoru, ale nigdy by mi nie wybaczyli takiego braku subordynacji. Nadciąga noc, przed którą nie mogę się schować.
Cofam się do biurka, pragnąc odnaleźć wehikuł czasu, aby powrócić do beztroskich lat, kiedy jeszcze mieszkaliśmy na wsi u dziadków. Gwałtownym ruchem ręki strącam na podłogę opakowanie ze słodkim kakao, które wyjadałam łyżką podczas oglądania serialu.
– Hej, mała! – Pan Stewart czochra mnie po włosach. – Dzisiaj twój wielki dzień.
– Raczej wielka noc.
Brązowy proszek rozsypuje się na czerwonym dywanie. Raptownie kucam i sięgam po miotełkę leżącą pod biurkiem, lecz ojciec stawia stopę tuż przed moją ręką, pokrytą maleńkimi siniakami.
– Posprzątasz jak wrócimy! – oznajmia stanowczo.
Patrzy na mnie z góry, jakby nieco zezłoszczony moją niezdarnością, po czym wyłącza tablet i rzuca go na łóżko, okryte kołdrą z motywem nut muzycznych. Na pewno domyśla się, że celowo spowalniam wytatuowanie znaku na mojej szyi. Mama ciągnie go za rękaw błękitnej koszuli, próbując go odwieść od tego szalonego pomysłu, ale on jest nieugięty i zrobi wszystko, aby jego córeczka wstąpiła do Zgromadzenia.
– Ostrzegam, że będzie bolało, ale bez tego nie wpuszczą cię do środka. – tłumaczy pan Stewart, wyjmując z walizki przyrządy do robienia tatuażu. – Nawet Marsella musiała przez to przejść.
Mowa o starszej córce Horacego, który jest wielkim autorytetem wśród członków Zgromadzenia. Mam nadzieję, że robienie tatuażu nie boli tak bardzo, jak twierdzi pan Stewart, bo ból potrafi wydobyć łzy nawet z najsilniejszego człowieka, a rodzice nie lubią, kiedy płaczę.
Trzy lata temu, będąc jeszcze małą dziewczynką, złamałam lewą rękę, upadając na schodach do piwnicy. Z trudem wstałam i wróciłam do mieszkania cała roztrzęsiona i we łzach. Wtedy tata zaprowadził mnie do okna i kazał obserwować ludzi. Powiedział, że im wolno płakać, bo są członkami słabego systemu, który ich zniewala, lecz ja powinnam być silna, bo do tego systemu nie należę. Miałam zaledwie jedenaście lat i nawet nie rozumiałam tego, co tak często próbował mi wbić do głowy. Nauczyłam się tylko, że, gdy łzy płyną po moich policzkach, spotka mnie kara, dlatego robię wszystko, aby nie płakać, a jeżeli już naprawdę tego potrzebuję, szlocham do poduszki, kiedy rodzice śpią. Następnego ranka unikam ich spojrzeń, aby nie zdradzić się lekko zaczerwienionymi oczami.
– Gdzie się dzisiaj spotykamy? – pyta mama, niosąc na tacy herbatę dla pana Stewarta.
– Tym razem nad rzeką.
Tatuażysta zakłada czarne silikonowe rękawiczki i wkłada igłę do urządzenia. Siadam na bujanym fotelu, a on opryskuje moją szyję śmierdzącym płynem, od którego zapachu aż mnie mdli.
– Za każdym razem cuchnie tak samo – komentuje tata.
Rodzice doskonale wiedzą, że nie jestem taka jak oni, ale i tak chcą na siłę zrobić ze mnie członka Zgromadzenia. Od lat wciskają mi notatki i opowiadają o bohaterskich wyczynach, wychwalając to, w jaki sposób rozprawiają się z ludźmi, którzy krzywdzą każdego, kto nie pasuje do obrazu idealnego społeczeństwa. Uczą mnie pokory i cierpliwości, ale przede wszystkim usprawiedliwiają wyrządzenie krzywdy tym, którzy wcześniej kogoś skrzywdzili.
– Może być tak, że będziesz musiała patrzeć, jak ktoś krwawi i słuchać krzyków cierpiących ludzi – tłumaczyła mama.
Mówiła o tym w taki sposób, jakby śmierć obcych ludzi była zupełnie normalna. Morderstwo w imię wyższego dobra przyćmiło umysły moich rodziców, a ja jestem zmuszona, aby to po nich odziedziczyć.
Gdy popołudniami obserwuję dzieci bawiące się za oknem, mam ochotę do nich pobiec i spędzić z nimi trochę czasu. Widząc, ile radości sprawia im życie, czuję się oszukana przez rodziców, którzy stale mnie przekonują, że życie jest jak domino; podczas narodzin potykamy się o pierwszy klocek, a później aż do śmierci doznajemy kolejnych, coraz to boleśniejszych upadków.